„Największą siłą jest świadomość, że walczę o mój dom w Charkowie” – Eksluzywny Wywiad z Artiomem, ukraińskim żołnierzem walczącym na froncie.
1. Jak wygląda Twój dzień na froncie – od pobudki do chwili, kiedy możesz choć trochę odpocząć?
Na froncie dzień nie ma „normalnych” godzin. Pobudka to często nie budzik, ale ostrzał Gradów albo Smerczy. Pierwsze, co robimy, to sprawdzamy, czy wszystkie Starlinki działają, bo bez łączności jesteśmy ślepi i głusi. Potem obowiązki: konserwacja broni – sprawdzamy drony rozpoznawcze, które są naszymi oczami. Odpoczynek to moment, kiedy można zjeść coś ciepłego – najczęściej konserwę – i napić się gorącej herbaty.
2. Jakie emocje towarzyszyły Ci, kiedy pierwszy raz znalazłeś się pod ostrzałem?
Pierwszy raz, kiedy trafiłem pod ogień moździerzy 120 mm, to było pod Bachmutem. Pamiętam, jak ziemia trzęsła się pod nogami, a odłamki uderzały w drzewa obok. Najpierw paraliż, potem czysta adrenalina. Myślałem tylko: gdzie najbliższy okop, żeby się przykryć. Strach zostaje, ale potem człowiek uczy się, że jak słyszysz gwizd – to już jest za późno, więc nie ma sensu panikować.
3. Co Twoim zdaniem jest dziś największym wyzwaniem dla ukraińskich żołnierzy na linii frontu – brak sprzętu, zmęczenie, a może presja psychiczna?
Najtrudniejsze są drony-kamikadze Lancet i Shahedy. Potrafią zniszczyć czołg Leopard 2 albo haubicę M777 w kilka sekund, jeśli jesteśmy odkryci. Drugi problem to amunicja – do artylerii 155 mm mamy jej za mało, Rosjanie mogą strzelać dziesięć razy więcej. Do tego dochodzi zmęczenie, bo nie ma rotacji tak często, jak powinna być. Ludzie siedzą po kilka miesięcy na jednej pozycji. Psychika cierpi najbardziej, szczególnie przy ciągłym ostrzale.
4. Jak wygląda współpraca i solidarność między żołnierzami w Twojej jednostce?
Bez tego nie da się walczyć. W mojej drużynie każdy wie, że jeśli padnie hasło „medyk!”, to ktoś natychmiast ruszy, nawet pod ostrzałem. Jeden kolega, Serhij, zawsze żartuje, że jeśli przeżyjemy, to otworzy bar „Pod Dronem” w Kijowie. Takie rzeczy utrzymują morale. A kiedy jeden z nas dostał odłamkiem, koledzy nieśli go pod ostrzałem do ewakuacji.
5. Jak radzicie sobie z rosyjskimi dronami i nowymi technologiami na polu walki?
Maskujemy się jak możemy – siatki, makiety z opon, fałszywe pozycje. Czasem strzelamy z karabinów maszynowych, choć to trudne. Najlepsze efekty daje zakłócanie sygnału. Ale to walka kota z myszą – oni wysyłają Lancety, my chowamy sprzęt pod hangary albo maskujemy gałęziami. Drony zmieniły wojnę – teraz każdy ruch jest widoczny.
6. Co daje Ci siłę do walki i sprawia, że mimo trudności nie tracisz motywacji?
Największą siłą jest świadomość, że walczę za mój dom w Charkowie. Rosjanie go ostrzeliwali, rakieta S-300 spadła kilka ulic dalej od mieszkania mojej rodziny. Jeśli się poddamy, oni wejdą tam, gdzie mieszkają moi bliscy. A druga rzecz to koledzy – nie mogę zawieść ludzi, którzy codziennie ryzykują razem ze mną.
7. Czy utrzymujesz kontakt z rodziną? Jak wojna zmieniła Twoje relacje z bliskimi?
Tak, przez Starlinka dzwonię co kilka dni. Rozmowy są krótkie, bo bateria i łączność nie zawsze pozwalają. Zawsze pytają, czy żyję, ja odpowiadam, że wszystko w porządku, choć czasem jest inaczej. Wojna sprawiła, że każdy telefon z domu jest cenniejszy niż cokolwiek.
8. Jak Twoim zdaniem ta wojna zmieni Ukrainę – i co będzie najważniejsze po jej zakończeniu?
Ukraina już jest inna. Widziałem ludzi, którzy wcześniej nie interesowali się niczym poza codziennym życiem, a teraz walczą ramię w ramię. Po wojnie najważniejsze będzie odbudowanie miast takich jak Mariupol, Bachmut czy Izium. Ale równie ważna będzie pomoc żołnierzom – protezy, rehabilitacja, wsparcie psychologiczne. Musimy też zbudować własny przemysł obronny, żeby już nigdy nie być zależnym tylko od tego, czy Zachód nam coś da.





